Rozdział
42 PERSPEKTYWA KASTIELA
„Jesteś masochistką”
Rano, gdy wstałem, chciałem objąć
Alice, ale zauważyłem że nie ma jej w łóżku. Niechętnie podniosłem się z łóżka
i prawie natychmiast spostrzegłem, że coś jest z nim nie tak. Wspominając to,
co wczoraj między nami zaszło, jakoś wcale mnie to nie dziwi... Ubrałem się i
postanowiłem zejść na dół z nadzieją, że spotkam tam Alice. Gdy wyszedłem na
korytarz machinalnie poczułem zapach spalenizny. Zszedłem więc na dół i
skierowałem się do kuchni. Tak jak myślałem, Courtney stała przy kuchence i
próbowała coś ugotować.
-Spalisz mi dom.. –
powiedziałem, po czym położyłem ręce na jej talii.
-Kastiel,
przestraszyłeś mnie! – jęknęła i odwróciła się twarzą do mnie.
-Dzień dobry,
kochanie. – wbiłem się w jej malinowe usta.
-Dzień dobry.. –
mruknęła między pocałunkami .
-Co ty robisz? –
zapytałem oraz spojrzałem na kuchenkę.
-Chciałam zrobić nam
śniadanie.. – w jej oczach było widać prawdziwe rozczarowanie, znam ją bardzo
dobrze i wiem, że się denerwuje gdy czegoś nie umie.
-Zróbmy je razem. –
uśmiechnąłem się i chwyciłem za patelnię, jako iż mieszkam sam musiałem sobie
jakoś radzić, tym samym polubiłem gotowanie.
Postanowiłem nauczyć
ją, jak się robi gofry. Wyjąłem miskę na ciasto i zająłem się szukaniem miksera
oraz gofrownicy, a brunetce poleciłem wyciągnięcie wszystkich potrzebnych nam
składników. Gdy już wszystko było gotowe, zaczęliśmy je łączyć. Courtney
wydawała się przy tym ogromnie skupiona, ale rozczulała mnie z każdym
popełnionym błędem. Widziałem jej determinacje, więc potem już bardzo
dyskretnie poprawiałem jej pracę, aby się do tego nie zniechęciła. Po
przygotowaniu ciasta, posmarowaliśmy gofrownicę olejem i pokazałem jej jak
prawidłowo je rozlewać. Zostawiłem brunetkę przy opiekaniu, a sam zacząłem
rozkładać talerze, sztućce i szklanki, do których potem nalałem soku
pomarańczowego. Wyjąłem także cukier puder, czekoladę, jakiś dżem i syrop
klonowy, czyli praktycznie wszystko co miałem.
-Gotowe! – usłyszałem
radosny głos Alice.
Usiedliśmy przy stole
i zaczęliśmy jeść. Spojrzałem na zielonooką i dopiero teraz spostrzegłem z jaką
dumą doprawia swojego gofra. Ja także zabrałem się do smarowania. Gdy już
miałem go zjeść, kątem oka dostrzegłem że Courtney czeka na moją opinię. Z
szatańskim planem ugryzłem „jej” wypiek, po czym zrobiłem najkrzywszą minę, na
jaką było mnie stać.
-Co jest?! – posłała
mi mordercze spojrzenie.
-To jest… – zacząłem
podstępnie zszokowany.
-No mów! – odłożyła
swojego gofra.
-Fe.. – jej mina była
bezcenna. – Fenomenalne!
-Osz ty! – rzuciła we
mnie ścierką, ale na jej twarzy pojawiła się ulga.
-Smacznego, Courtney.
– zaśmiałem się jeszcze.
-Pff.. Smacznego,
Black. – jej kąciki ust machinalnie się uniosły.
Reszta gofrów zniknęła
równie szybko, jak się pojawiła.
-Naprawdę wyszły nam
bardzo dobre.. – westchnęła brunetka, popijając sok.
-Bo dodałem tajnego
składniku.. – powiedziałem, sprzątając ze stołu.
-Ach tak? Jakiego? –
wstała i pomogła mi wynosić naczynia.
-Tajemnica. –
wyszeptałem.
-Pff.. – westchnęła.
-Chodźmy na górę. –
zaproponowałem uśmiechając się zawadiacko.
-A właśnie, chyba coś
się stało z łóżkiem.. – zaśmiała się niewinnie.
-Hmm.. Ciekawe.. –
złapałem ją za rękę i poprowadziłem na górę.
Gdy weszliśmy do
pokoju, posprzątaliśmy „bałagan” i odpaliliśmy laptopa. Jak zawsze włączyliśmy
jakiś film i tak zleciała nam godzinka. Alice sięgnęła po telefon, ale nagle
zbystrzała.
-Co dzisiaj jest? –
zapytała nagle.
-Środa? – spojrzałem w
stronę brunetki.
-Kastiel! Spotkanie! –
palnęła się w czoło.
-Nic się nie stanie
jak nie pójdziemy. – mruknąłem.
-Oni będą tam
specjalnie dla nas do cholery! – pociągnęła mnie za rękę i postawiła przed
komodą. – Ubieraj się. – skwitowała krótko.
-Ty mnie ubierz. –
zaśmiałem się.
-Ja muszę iść się
ubrać.. – westchnęła.
-To leć, bo nie
zdążysz.. – burknąłem.
-Widzimy się za pół
godziny! – mrugnęła do mnie i wyszła z mieszkania.
Postanowiłem, że pójdę
wziąć szybki prysznic. Dlatego poszedłem do łazienki i po kilkunastu minutach
znowu byłem bogiem. Z szafy wyjąłem jakiś podkoszulek i czarne spodnie. Gdy się
ubrałem, ułożyłem włosy i popsikałem się swoimi perfumami. Po wszystkim
nałożyłem buty i kurtkę oraz wyszedłem z domu. Poczekałem na Alice z pięć
minut, po czym zobaczyłem ją olśniewająco wychodzącą na zewnątrz. Widocznie jest skazana na bycie moją
boginią..
-Ile można się
szykować? – spytałem ironicznie.
-Ble, ble, ble... –
zaczęła mnie przedrzeźniać.
-Grabisz sobie,
dziewczynko… – złapałem ją za rękę.
-Ciekawe.. – parsknęła
śmiechem.
Mieliśmy dziesięć
minut do dodatkowej lekcji. Przez ciągle poganiającą Courtney sprężyliśmy się,
więc do szkoły dotarliśmy parę minut przed dzwonkiem.
-Ali! – usłyszałem
głos Gray.
-Cześć Roza! –
uśmiechnęła się i wpadła w jej objęcia.
-Już myśleliśmy, że
nie przyjdziecie.. – podszedł do mnie Lysander.
-No co wy.. Nigdy
byśmy was nie zostawili! – brunetka się zaśmiała.
-Ta... Chyba ty. – mruknąłem, a ta sprzedała mi kuksańca w
brzuch.
-To... Jak było w
szkole? – sprytnie zmieniła temat.
-Po staremu... Nudy,
nudy i jeszcze raz nudy... – odezwał się Armin.
-Tak... A wy gdzie się
podziewaliście? – Alexy się wyszczerzył, więc zmierzyłem go tylko wzrokiem.
-Witam zgromadzonych...
– spostrzegliśmy idącego w naszą stronę Faraza.
Potter otworzył nam
salę, po czym rzucił krótkie „powodzenia”
i wrócił do pokoju nauczycielskiego.
-Myślicie, że Dyrka
kazała mu nas zostawić samych? – zaśmiała się Violetta.
-To bardzo...
prawdopodobne. – dopowiedziała jej Rozalia.
Po chwili rozsiedliśmy
się wokół ławki i znowu wszyscy zaczęli pracować, nawet Alice.
Gdy była skupiona
wyglądała tak.. słodko. Nie tak, jak zawsze. To znaczy.. Nie mówię, że jest
odpychająca, chociaż jednak.. dobra, na pierwszy rzut oka nie jest zbyt
kobieca.
Nagle poczułem
kopnięcie pod stołem, okazało się że ja się zapatrzyłem, a brunetka to
zauważyła. Uśmiechnąłem się zadziornie, lecz Courtney szybko wróciła do pracy. Aby
nie dać za wygraną zacząłem dotykać swoją nogą jej nogę, po chwili na twarzy
zielonookiej zagościł lekki uśmiech.
-No, to mamy plakaty!
– po kilkunastu minutach odezwał się Kentin.
-Plakat. – poprawiłem
go.
-Nie, teraz trzeba to
tylko pokserować i tyle. – uśmiechnęła się Iris.
-Świetna robota,
Violetto! – usłyszałem głos Alice.
-To nie tylko moja
zasługa... – odpowiedziała nieśmiało, lecz radośnie.
-Nie tylko twoja, ale
to ty, tak to ślicznie namalowałaś! – pochwalił ją Alexy.
Fioletowowłosa nic nie
odpowiedziała, ale chyba naprawdę była szczęśliwa. Wkrótce ja i Lysander
dostaliśmy Gra-ney’owy* rozkaz pójścia do kserokopiarki.
*kombinacja nazwiska Rozy i All(wiecie, myślałam że to będzie zabawne) XD
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak tam u Was, moi wierni czytelnicy?
Dziękuję za każde wyświetlenie♥ Nie zapominajcie o tym, że Wasze zdanie liczy się dla mnie najbardziej!
(fajnie by było gdyby Kastiel istniał naprawdę... :( )