„Lubię dawać z siebie
sto procent.”
-Wy
dwaj. – rzuciłam w stronę Lysandra i Kastiela.
-Idźcie to skserować. – zawtórowała mi
Rozalia, jakby czytała w moich myślach.
-Pff.. – usłyszałam westchnięcie
Blacka.
-No już. – posłałam mu jednoznaczne
spojrzenie.
Po chwili nie było już po nich śladu.
Wkrótce inni też rozeszli się do domów, a w Sali zostałam tylko ja, Rozalia i
Alexy.
-Ile może zajmować kserowanie? –
westchnęłam do siebie.
-Mniejsza z kserowaniem. – uśmiechnęła
się Rozalia. – Co tam dzisiaj robiliście?
-C-Co? – gdybym coś piła, na pewno bym
się teraz zakrztusiła.
-Przyszliście dzisiaj razem... –
dołączył się Alexy.
-Może dlatego, że jesteśmy razem, hm?
– zaśmiałam się.
-Ta jasne... – mruknęli prawie
jednocześnie.
Nagle, ku mojemu szczęściu, drzwi do
Sali otworzyły się. Po chwili ujrzeliśmy w nich Nataniela.
-Yyy… Cześć – powiedział nieśmiało.
-Cześć Nat. – odpowiedziałam,
posyłając mu uśmiech.
-Co cię tu sprowadza? – zapytała
Rozalia.
-J-Ja... No ten, słyszałem że tu jesteście
i chciałem życzyć Alice powodzenia... – oparł się o framugę.
-Dziękuję. – spojrzałam na niego i
nagle sobie coś przypomniałam. –.. Nataniel, czemu ty nie chciałeś być
przewodniczącym?
-Trochę znudziło mi się być
gospodarzem, ale wiem ile to jest pracy, więc postanowiłem ci... znaczy,
którejś z was przy tym pomóc. – znowu się zawstydził.
-W takim razie, jeszcze raz dziękuję.
– powiedziałam, a ten po chwili wyszedł z klasy.
Podziwiam go za to, że przyszedł.
Lubię go, ale przez Blacka mam mało okazji by z nim rozmawiać, na szczęście to się
niedługo zmieni. Czuję, że on coś ukrywa, przecież nie od tak się rezygnuje z
najważniejszej funkcji w szkole.
-Co on tu robił? – w drzwiach pojawili
się chłopcy.
-Skserowaliście już? – zapytałam
zmęczona zachowaniem Blacka.
-Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. –
westchnął czerwonowłosy.
-Skończ pytać o to samo... –
naśladując go westchnęłam.
-Dobra, skoro mamy wszystko chyba już
się rozejdziemy. – wypalił Alexy.
-Ta, lecimy. Papa! – Rozalia mnie
przytuliła, na co zbytnio nie miałam ochoty, ale z grzeczności odwzajemniłam
uścisk. Nie wiem, po co to robi skoro dobrze wie, że tego nie lubię.
Nagle poczułam ręce Blacka na swojej
talii.
-Brak mi na ciebie słów. – powiedział
mocno się przy tym krzywiąc.
-Dużo osób mi to mówi... – zaśmiałam
się. – Chodź, muszę wziąć książki z szafki.
Kastiel chwycił mnie za rękę, ale i
tak całą drogę szedł za mną. Gdy wreszcie tam dotarliśmy naszym oczom ukazał
się dość niecodzienny widok. Na mojej szafce widniały bardzo ciekawe napisy,
przyczepione samoprzylepnymi karteczkami. Stare wspomnienia ponownie ożyły.
-Co to, do kurwy nędzy jest?! – Black
zaczął zdejmować karteczki.
-Zostaw. Ktoś się bardzo namęczył. –
uśmiechnęłam się.
-O co ci chodzi? – zapytał
niedowierzając.
-O nic. Kwestia przyzwyczajenia. –
przenikał mnie wzrokiem, tak że czułam jakby to robił paraliżującym laserem. –
W Shea nie było to nowością.
-O czym ty... – teraz w jego oczach
było widać troskę.
-Przestań, kochanie. Zawsze znajdzie
się ktoś, kto cię nienawidzi. Życie jest zbyt chujowe, żeby cały czas było
kolorowo. – otworzyłam szafkę i wyjęłam z niej książki. Kątem oka zauważyłam,
że buntownik nadal ściąga tą kreatywność.
-Pracujesz dzisiaj? – zamknął moją
szafkę i oparł o nią rękę.
-Tak. – zawiesiłam się na jego
bicepsie i przeszłam pod nim.
-Odwiozę cię. – dogonił mnie.
-Nie trzeba, poradzę sobie. –
uśmiechnęłam się do niego, ponieważ wiem że zaczął się o mnie martwić.
-Alice... – przewrócił oczami. –
Dlaczego to robisz?
-Dlaczego robię co? – szłam dalej, bo
nawet nie wiem o której mam busa.
-Znowu mnie od siebie odsuwasz, do
cholery. – pomimo tego pieprzonego busa, nagle stanęłam w miejscu.
-Wcale cię nie odsuwam, Black. – mój
wzrok utkwił w podłodze.
-Więc jak wytłumaczysz to, co teraz
robisz? – zadał bardzo trudne pytanie.
Co teraz robię?
Nie chcę cię zanudzać swoim „poprzednim” życiem. Nie chcę dawać ci powodów do
zmartwień. Nie chcę dawać nikomu powodów do zmartwień. Nie chcę cię
rozczarować. Nie chcę się rozpłakać (przecież ja nigdy nie płaczę). Nie chcę,
żebyś tak bardzo ingerował w moje życie (co jest przy tobie niewykonalne). Ale
jednocześnie chcę ci o wszystkim opowiedzieć. Chcę, żebyś się mną przejmował.
Chcę, żebyś mnie wysłuchał. Chcę, żebyś wycierał mi oczy i zagilony nos,
podczas płaczu. Chcę z tobą znosić to wszystko. Po prostu chcę, żebyś już
zawsze był.
-Nic. – odpowiedziałam cicho.
Czerwonowłosy bez słowa odwrócił się i
wyszedł ze szkoły, zostawiając mnie samą na korytarzu. Świetnie, głupia kłótnia
z powodu głupich karteczek.
-Cholera! – krzyknęłam i kopnęłam
stojący niedaleko automat z napojami.
W jednej chwili odechciało mi się
wszystkiego i najchętniej wróciła bym do domu, do łóżka. Jednak praca czeka.
Zabrałam swój plecak z podłogi, który najwyraźniej musiał mi spaść podczas tego
wszystkiego i ruszyłam w kierunku dworca. Przechodząc przez parking zauważyłam
samochód Maxa i samego jego, stojącego obok. On także mnie zauważył.
-Hej, Alice! – krzyknął i machnął ręką
na znak, abym do niego podeszła.
-Cześć. – powiedziałam, podchodząc do
auta. – Co tu robisz?
-Wracam do domu. – westchnął. – A ty?
Przecież wcześniej skończyłaś swoje lekcje.. – skąd on wie, kiedy kończę
lekcje?
Miałam nadzieję, że mi się
przesłyszało. Teoretycznie plan klas wisi przy głównym wyjściu, ale to i tak
nie zmienia faktu, że musiał patrzeć akurat na mój. Drugą sprawą jest to, że
nie było jeszcze dzwonka kończącego ostatnią lekcje. Wolę teraz o tym nie
myśleć. Pęka mi głowa od tych wszystkich myśli.
-Halo. Ziemia do Alice. – machnął
dłonią przed moją twarzą.
-C-Co? – odpowiedziałam machinalnie.
-Pytałem gdzie idziesz. – uśmiechnął
się delikatnie.
-Muszę coś załatwić na mieście. – rozpoczęłam
powtórnie swoją wędrówkę.
-Poczekaj! Mogę cię podwieźć. –
chwycił mnie za ramię.
-Ekhem... – strząsnęłam jego rękę. –
Nie trudź się. To druga strona miasta.
-Tym bardziej nalegam. Wsiadaj. –
otworzył mi drzwi od auta.
Niewiele myśląc, posłuchałam go i
wsiadłam do wozu. Po chwili i on się w nim znalazł. Podałam mu adres, który
mieścił się parę ulic dalej od kafejki. Przecież nie ma mowy, by się o
czymkolwiek dowiedział.
-Wszystko okej? – odezwał się nagle.
-Tak, czemu miałoby nie być? –
spytałam.
-Jesteś jakaś zamyślona... – westchnął.
-Nic z tych rzeczy. – urwałam. – To
chyba tu. Dzięki za podwiezienie. – Max zatrzymał się przy jakimś butiku, a ja
wysiadłam z auta.
Czas do pracy! Koniec nadmiernego
myślenia (przynajmniej przez parę godzin).
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oddaję rozdział w wasze ręce♥.
Teraz aktywność może się nieco zmniejszyć, ale działa na to zbyt wiele czynników, abym wam o nich pisała ;p. Nie zapominajcie zostawić po sobie śladu, bo gdy nic od was nie widzę to nie wiem czy już przeczytaliście aktualny. Rozumiem, że macie wiele wyjazdów- ja też :D, więc wspierajmy się.
Miłych wakacji! i duuuuużo odpoczynku :D
Buziooole♥
~ Alice♥