„Muszę ci powiedzieć,
że całkiem dobrze się bijesz.. Ale wolę nie wiedzieć, gdzie się tego
nauczyłaś.”
Od paru minut
maszerowaliśmy poprzez ciemny las. Przeczuwałam, że się zgubiliśmy..
-Głupi Kastiel.. – mruknęłam, ten tylko uścisnął
moją dłoń. – Czemu dałam ci się namówić…
-Nie panikuj.. Usiądź tutaj i na mnie poczekaj. –
wskazał pobliskie drzewo.
Cicho westchnęłam i usiadłam tak, jak mi kazał. Black
gdzieś poszedł, a ja nie chciałam siedzieć bezczynnie. Rozejrzałam się dookoła..
Jak on mógł mnie tu zostawić całkiem samą? Las o tej porze wydaje się
strasznie wielki. Nie to żebym się bała, bo nie boję się głupich lasów, po
prostu nie wiem gdzie on poszedł.. To nie to samo.
Pomyślałam, że na wszelki wypadek wejdę na to
drzewo. Ostrożnie położyłam nogę na pierwszej gałęzi i zwinnie wspięłam się do
góry. Spojrzałam przed siebie, przed moimi oczyma pojawił się piękny,
aczkolwiek tajemniczy obraz. Poczułam się jak kilkanaście lat temu. Mała
dziewczynka, nielubiąca chłopców, potrzebująca samotności, której kryjówka i
widokówka znajdywała się na wysokim drzewie nieopodal domu.. Trochę się zmieniło
od tamtej pory.
Nagle straciłam równowagę, zachwiałam się i
zaczęłam spadać. Przygotowałam się już psychicznie na to, że „będzie bolało”,
ale wnet poczułam czyjeś ręce owinięte wokół mojego ciała. Spojrzałam w górę.
-K-Kastiel? – zapytałam wszystkim zaskoczona.
-Czemu chcesz być taka samodzielna? – odłożył mnie
na ziemię. – Skoro powiedziałem, żebyś poczekała..
-Przepraszam.. – spuściłam głowę.
-Pff.. – Black wyglądał na zdziwionego. – Chodź tu.
– przyciągnął mnie do siebie.
-Zawsze się pojawiasz, kiedy mam kłopoty.. –
westchnęłam.
-Nic nie poradzę, widocznie mam już radar na twoje
tarapaty.. – nakrył moją twarz swoimi dłońmi i czule pocałował. – Chodź, chyba
znalazłem wyjście.
Czerwonowłosy chwycił mnie za rękę i poprowadził do
domniemanego wyjścia. Rzeczywiście, zaraz ukazały nam się znajome twarze
rówieśników i zdenerwowane twarze nauczycieli.
-Black, Courtney gdzie wy się podziewaliście!? –
dobiegł nas głos starszej.
-J-Ja.. – spojrzałam na ciemnookiego. – To moja
wina..
-Nie. To moja wina. – odrzekł. Wyraźnie nie chciał
żebym wszystko wzięła na siebie.
-Och, jakie to wzruszające! Zaraz chyba..
zwymiotuje. – spojrzałam przed siebie i zobaczyłam Amber, najwidoczniej
policzek ją przestał boleć.
Posłałam jej mordercze spojrzenie, więc zamilkła.
-Dobrze, jutro stawcie się u mnie w gabinecie. –
powiedziała sucho dyrektorka. – A teraz, wszyscy do autobusu.
Posłusznie wsiedliśmy do busa i udaliśmy się z
powrotem do szkoły.
-Kto cię odbiera? – usłyszałam głos buntownika.
-Chyba wracam sama.. – odpowiedziałam.
-To cię odwiozę.. – objął mnie ramieniem.
-Kastiel.. Nie jesteśmy sami. – rozejrzałam się
rozjuszona.
-Nie obchodzi mnie to.. – mruknął i zamknął oczy.
Podróż do szkoły minęła mi równie szybko jak podróż
na start. Po przyjeździe wszyscy porozchodzili się do domów. Ja wróciłam z
Kastielem.
-Dziękuję za dzisiaj.. – złożyłam pocałunek na jego
ciepłym policzku.
-Wiesz, że nie musiałaś się za mnie wstawiać.. –
wyszeptał. – To ja noszę spodnie w tym związku. – zaśmiał się, a mój wyraz
twarzy przypominał teraz typowego pokerface’a.
-Do jutra, prześladowco – uśmiechnęłam się.
-Do jutra, ofiaro – zaśmiał się i wjechał na swoje
podwórko.
Wróciłam do
domu i poszłam na górę. Michael i Viki siedzieli w gabinecie.
-Cześć wam! – przywitałam się.
-Hejka, jak było? – zapytali.
Opowiedziałam im całą historię łącznie z
jutrzejszym spotkaniem u dyrektorki.. Nie wydawali się być zadowoleni, ale
wolałam się przyznać niż potem się przed nimi kajać. Poszłam do swojego pokoju
i rozpakowałam plecak. Później wzięłam kąpiel i przygotowałam się do szkoły.
Gdy już wszystko zrobiłam, mogłam się w końcu położyć. To był ciężki dzień.. Bardzo
szybko odpłynęłam daleko w stronę snu.
Rano
obudziła mnie krzątająca się po pokoju Viki.
-Co tu robisz? – zapytałam.
-Chodź, zaraz się spóźnisz do szkoły.. –
uśmiechnęła się ciepło. – Śniadanie czeka na dole, a ja w samochodzie. Pośpiesz
się.. – powiedziała i wyszła z pokoju .
Wstałam niechętnie z łóżka i poszłam do toalety
doprowadzić się do porządku. Ubrałam się, uczesałam i umalowałam, po czym
wzięłam plecak i zeszłam na dół. Skierowałam się w stronę kuchni i zjadłam
przygotowaną dla mnie jajecznice. Gdy już byłam gotowa wyszłam na zewnątrz,
gdzie czekała Viki, wsiadłam do samochodu i ruszyłyśmy do szkoły.
-Dlaczego mnie odwozisz? – zapytałam.
-Mam parę spraw do załatwienia, więc pomyślałam że
ciebie również odwiozę. – mrugnęła do mnie. – Mam nadzieję, że dyrektorka
będzie wyrozumiała..
-Nie martw się, chyba mnie lubi. – zaśmiałam się.
-To dobrze.. – zaparkowała przed wejściem. – Miłego
dnia!
-Miłego! – ucałowałam ją i wysiadłam z auta.
Zgodnie z wczorajszymi zaleceniami udałam się pod
gabinet staruszki. Wkrótce dołączył do mnie Black.
-Kastiel! – szybko się do niego przytuliłam.
-Uspokój się, Courtney. – pogłaskał mnie po głowie.
– To chyba twój pierwszy ochrzan, prawda buntowniczko? – zaśmiał się cicho.
-Pff.. – odsunęłam się do niego. – Przynajmniej nie
będzie nas trochę na lekcjach, nie? – uśmiechnęłam się pocieszająco.
-Zawsze widzisz pozytywy.. – złożył pocałunek na
moim czole.
-Staram się.. – wyszczerzyłam zęby, jak głupia.. Czemu
zawsze przy nim wychodzę na idiotkę..
-Panno Courtney, Panie Black zapraszam.. – drzwi do
gabinetu otworzyły się.
Weszliśmy posłusznie do środka. Wnętrze było
przytulne, można by było powiedzieć, że panował tu prawdziwy, babciny klimat.
Posłanie, na którym spał pies dyrektorki- Kiki, znajdywało się pod oknem, obok
mięciutkiej kanapy. Naprzeciwko niej stało dębowe biurko, które usłane było
wszelkimi papierami, a przy wejściu stał drewniany wieszak. Wiedziałam, że
Dyrka nie jest taka zła..
-Wiecie czemu was zaprosiłam, tak? – odezwała się
siwowłosa.
-Tak.. – odparliśmy niemal jednocześnie, z tym że
ja okazałam skruchę, podczas gdy Kastiel westchnął.
-To było bardzo nie rozsądne z waszej strony.. –
zaczęła. – Pan Farazowski, jak i inni nauczyciele się bardzo o was martwili.
Mieliśmy iść was szukać, ale w porę stamtąd wyszliście.
-Przepraszamy.. Chcieliśmy pójść na skróty i.. –
spojrzałam jej w oczy.
-Wiem, wiem panno Courtney. Wszystko rozumiem, ale
z wiadomych przyczyn nie może ominąć was kara.. – spojrzała na Kastiela.
-Co mamy zrobić? – burknął.
-Wiecie.. Postanowiliśmy zrobić jeszcze jedno,
pomocnicze stanowisko w radzie uczniowskiej.. – uśmiechnęła się złowrogo.
-Iii? – zapytał Black.
-Wkrótce odbędą się wybory, w których zostanie
zgłoszona kandydatura panny Courtney..
S Ł U C H A M?!
Zachwiała się, spadła iiii... Kastiel ją złapał, yaay (mój wewnętrzny potwór jest głodny xD)! Ej, bo tu zauważyłam, że tu przemyślane zakończenia, abym sprawdzała często bloga, czy nowy rozdział i nabijała ci wyświetlenia, to wszystko wykalkulowane xD. Kandydatura panny Courtney – brzmi nieźle, haha :D. Nagle się okaże, że to jakiś balet, mimo że mam ochotę na koncert rockowy, bo rock to jednak życie <3. Ale balet byłby zabawny w wykonaniu Ali (najlepiej zamknąć oczy i to sobie wyobrazić – no cudo). Rozdział świetny, a Viki znowu coś kombinuje i ja pragnę wiedzieć, co.
OdpowiedzUsuńPsst, nadal podejrzewam ciążę, albo jakąś śmiertelną chorobę, albo ma konflikt z dilerami narkotyków, albo sama diluje, albo... Dobra, stop.
Miłego dnia, dużo weny, czasu i smacznego, bo w życiu każdego człowieka najważniejsze jest jedzenie – mam nadzieję, że czytając to, coś jadłaś <3.
Hahaha, uwielbiam cię i twoje komentarze♥ Jesteś blisko odkrycia prawdy ^^ Zapraszam do rozdziału 38 ;)))
UsuńA nie! Źle przeczytałam. Żadny balet, to rada uczniowska xD.
OdpowiedzUsuń