poniedziałek, 29 maja 2017

Rozdział 37

„Muszę ci powiedzieć, że całkiem dobrze się bijesz.. Ale wolę nie wiedzieć, gdzie się tego nauczyłaś.”
Od paru minut maszerowaliśmy poprzez ciemny las. Przeczuwałam, że się zgubiliśmy..
-Głupi Kastiel.. – mruknęłam, ten tylko uścisnął moją dłoń. – Czemu dałam ci się namówić…
-Nie panikuj.. Usiądź tutaj i na mnie poczekaj. – wskazał pobliskie drzewo.
Cicho westchnęłam i usiadłam tak, jak mi kazał. Black gdzieś poszedł, a ja nie chciałam siedzieć bezczynnie. Rozejrzałam się dookoła.. Jak on mógł mnie tu zostawić całkiem samą? Las o tej porze wydaje się strasznie wielki. Nie to żebym się bała, bo nie boję się głupich lasów, po prostu nie wiem gdzie on poszedł.. To nie to samo.
Pomyślałam, że na wszelki wypadek wejdę na to drzewo. Ostrożnie położyłam nogę na pierwszej gałęzi i zwinnie wspięłam się do góry. Spojrzałam przed siebie, przed moimi oczyma pojawił się piękny, aczkolwiek tajemniczy obraz. Poczułam się jak kilkanaście lat temu. Mała dziewczynka, nielubiąca chłopców, potrzebująca samotności, której kryjówka i widokówka znajdywała się na wysokim drzewie nieopodal domu.. Trochę się zmieniło od tamtej pory.
Nagle straciłam równowagę, zachwiałam się i zaczęłam spadać. Przygotowałam się już psychicznie na to, że „będzie bolało”, ale wnet poczułam czyjeś ręce owinięte wokół mojego ciała. Spojrzałam w górę.
-K-Kastiel? – zapytałam wszystkim zaskoczona.
-Czemu chcesz być taka samodzielna? – odłożył mnie na ziemię. – Skoro powiedziałem, żebyś poczekała..
-Przepraszam.. – spuściłam głowę.
-Pff.. – Black wyglądał na zdziwionego. – Chodź tu. – przyciągnął mnie do siebie.
-Zawsze się pojawiasz, kiedy mam kłopoty.. – westchnęłam.
-Nic nie poradzę, widocznie mam już radar na twoje tarapaty.. – nakrył moją twarz swoimi dłońmi i czule pocałował. – Chodź, chyba znalazłem wyjście.
Czerwonowłosy chwycił mnie za rękę i poprowadził do domniemanego wyjścia. Rzeczywiście, zaraz ukazały nam się znajome twarze rówieśników i zdenerwowane twarze nauczycieli.
-Black, Courtney gdzie wy się podziewaliście!? – dobiegł nas głos starszej.
-J-Ja.. – spojrzałam na ciemnookiego. – To moja wina..
-Nie. To moja wina. – odrzekł. Wyraźnie nie chciał żebym wszystko wzięła na siebie.
-Och, jakie to wzruszające! Zaraz chyba.. zwymiotuje. – spojrzałam przed siebie i zobaczyłam Amber, najwidoczniej policzek ją przestał boleć.
Posłałam jej mordercze spojrzenie, więc zamilkła.
-Dobrze, jutro stawcie się u mnie w gabinecie. – powiedziała sucho dyrektorka. – A teraz, wszyscy do autobusu.
Posłusznie wsiedliśmy do busa i udaliśmy się z powrotem do szkoły.
-Kto cię odbiera? – usłyszałam głos buntownika.
-Chyba wracam sama.. – odpowiedziałam.
-To cię odwiozę.. – objął mnie ramieniem.
-Kastiel.. Nie jesteśmy sami. – rozejrzałam się rozjuszona.
-Nie obchodzi mnie to.. – mruknął i zamknął oczy.
Podróż do szkoły minęła mi równie szybko jak podróż na start. Po przyjeździe wszyscy porozchodzili się do domów. Ja wróciłam z Kastielem.
-Dziękuję za dzisiaj.. – złożyłam pocałunek na jego ciepłym policzku.
-Wiesz, że nie musiałaś się za mnie wstawiać.. – wyszeptał. – To ja noszę spodnie w tym związku. – zaśmiał się, a mój wyraz twarzy przypominał teraz typowego pokerface’a.
-Do jutra, prześladowco – uśmiechnęłam się.
-Do jutra, ofiaro – zaśmiał się i wjechał na swoje podwórko.
 Wróciłam do domu i poszłam na górę. Michael i Viki siedzieli w gabinecie.
-Cześć wam! – przywitałam się.
-Hejka, jak było? – zapytali.
Opowiedziałam im całą historię łącznie z jutrzejszym spotkaniem u dyrektorki.. Nie wydawali się być zadowoleni, ale wolałam się przyznać niż potem się przed nimi kajać. Poszłam do swojego pokoju i rozpakowałam plecak. Później wzięłam kąpiel i przygotowałam się do szkoły. Gdy już wszystko zrobiłam, mogłam się w końcu położyć. To był ciężki dzień.. Bardzo szybko odpłynęłam daleko w stronę snu.
            Rano obudziła mnie krzątająca się po pokoju Viki.
-Co tu robisz? – zapytałam.
-Chodź, zaraz się spóźnisz do szkoły.. – uśmiechnęła się ciepło. – Śniadanie czeka na dole, a ja w samochodzie. Pośpiesz się.. – powiedziała i wyszła z pokoju .
Wstałam niechętnie z łóżka i poszłam do toalety doprowadzić się do porządku. Ubrałam się, uczesałam i umalowałam, po czym wzięłam plecak i zeszłam na dół. Skierowałam się w stronę kuchni i zjadłam przygotowaną dla mnie jajecznice. Gdy już byłam gotowa wyszłam na zewnątrz, gdzie czekała Viki, wsiadłam do samochodu i ruszyłyśmy do szkoły.
-Dlaczego mnie odwozisz? – zapytałam.
-Mam parę spraw do załatwienia, więc pomyślałam że ciebie również odwiozę. – mrugnęła do mnie. – Mam nadzieję, że dyrektorka będzie wyrozumiała..
-Nie martw się, chyba mnie lubi. – zaśmiałam się.
-To dobrze.. – zaparkowała przed wejściem. – Miłego dnia!
-Miłego! – ucałowałam ją i wysiadłam z auta.
Zgodnie z wczorajszymi zaleceniami udałam się pod gabinet staruszki. Wkrótce dołączył do mnie Black.
-Kastiel! – szybko się do niego przytuliłam.
-Uspokój się, Courtney. – pogłaskał mnie po głowie. – To chyba twój pierwszy ochrzan, prawda buntowniczko? – zaśmiał się cicho.
-Pff.. – odsunęłam się do niego. – Przynajmniej nie będzie nas trochę na lekcjach, nie? – uśmiechnęłam się pocieszająco.
-Zawsze widzisz pozytywy.. – złożył pocałunek na moim czole.
-Staram się.. – wyszczerzyłam zęby, jak głupia.. Czemu zawsze przy nim wychodzę na idiotkę..
-Panno Courtney, Panie Black zapraszam.. – drzwi do gabinetu otworzyły się.
Weszliśmy posłusznie do środka. Wnętrze było przytulne, można by było powiedzieć, że panował tu prawdziwy, babciny klimat. Posłanie, na którym spał pies dyrektorki- Kiki, znajdywało się pod oknem, obok mięciutkiej kanapy. Naprzeciwko niej stało dębowe biurko, które usłane było wszelkimi papierami, a przy wejściu stał drewniany wieszak. Wiedziałam, że Dyrka nie jest taka zła..
-Wiecie czemu was zaprosiłam, tak? – odezwała się siwowłosa.
-Tak.. – odparliśmy niemal jednocześnie, z tym że ja okazałam skruchę, podczas gdy Kastiel westchnął.
-To było bardzo nie rozsądne z waszej strony.. – zaczęła. – Pan Farazowski, jak i inni nauczyciele się bardzo o was martwili. Mieliśmy iść was szukać, ale w porę stamtąd wyszliście.
-Przepraszamy.. Chcieliśmy pójść na skróty i.. – spojrzałam jej w oczy.
-Wiem, wiem panno Courtney. Wszystko rozumiem, ale z wiadomych przyczyn nie może ominąć was kara.. – spojrzała na Kastiela.
-Co mamy zrobić? – burknął.
-Wiecie.. Postanowiliśmy zrobić jeszcze jedno, pomocnicze stanowisko w radzie uczniowskiej.. – uśmiechnęła się złowrogo.
-Iii? – zapytał Black.
-Wkrótce odbędą się wybory, w których zostanie zgłoszona kandydatura panny Courtney..

S Ł U C H A M?!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

niedziela, 21 maja 2017

Rozdział 36

„Nie miałaś być chłopcem?”
            -Alice! – usłyszałam znajomy ochrypły głos, po chwili poczułam jego ręce na moim brzuchu.  Idziemy.
To był Black. Odciągnął mnie gdzieś dalej, z dala od ciekawskich oczu.
-Oszalałaś? – złapał moje ramiona. – Co ty robisz? Spuszczam cię z oczu na chwilę, a ty postanawiasz się bić? – wydawał się zaskoczony.
-To ona ściągnęła tu Maxa. – wyszeptałam. – Zrozum. Nienawidzę tej dziewczyny tak jak wysokości, a nawet bardziej..
-To się dobraliśmy.. – zaśmiał się. – Muszę ci powiedzieć, że całkiem dobrze zadałaś cios.. Ale wolę nie wiedzieć, gdzie się tego nauczyłaś.
-Wiedziałam, że zawsze mogę na ciebie liczyć. – uśmiechnęłam się niewinnie.
-Chodź, idziemy do autobusu. – pociągnął moją rękę i wprowadził do autokaru. – Tu będziemy siedzieć. – wskazał na puste miejsca. – Więc teraz tu zostań, a ja za chwilę wrócę..
Wyjęłam z plecaka komórkę i zaczęłam grać. W sumie, to mi ulżyło jak jej przywaliłam. Czasem trzeba wypuścić emocje..
Nagle do autobusu zaczęli wchodzić uczniowie. Wśród nich była także Amber, która przykładała coś do twarzy. Gdy przechodziła obok z jej ust było słychać ciche wyzwiska pod moim adresem, ale nie przejmowałam się tym. Blondi poszła na końcowe siedzenia, a za chwilę zjawił się mój ukochany.
-Okej… Teraz nie będziesz miała problemów, ale postaraj się już nie bić. Tak na przyszłość.. – ukradkiem pocałował mnie w policzek, a ja poczułam że lekko się zarumieniłam.
-Zrozumiano. – posłałam mu ciepły uśmiech.
Podróż do lasu minęła mi bardzo szybko. Może dlatego, że na chwilkę przysnęłam, ale niemniej było miło. Rozmawiałam raz z dziewczynami, raz z Kastielem. Wygląda na to, że ten drobny incydent poszedł w niepamięć.
-Uwaga młodzieży. Dotarliśmy na miejsce.. – usłyszeliśmy głos pani Dyrektor.
-No, to zaczynamy.. – westchnęłam do siebie.
Po chwili wszyscy zaczęli wychodzić na zewnątrz. Postanowiłam, że nie będę się pchać i poczekam, aż wszyscy wyjdą. Gdy autokar opustoszał, wzięliśmy plecaki i również poszliśmy na „start”. Po drodze spotkałam Jade’a.
-Alice, jak miło cię widzieć! – uśmiechnął się ciepło.
-Cześć, Jade! – zaśmiałam się. – Co tu robisz?
-Pomagam przy jakimś zadaniu.. – uniósł brew i spojrzał na Kastiela.
-Jak tam z Iris? – wypaliłam.
-Iris? Ach.. No, ten.. – zaczął kręcić.
-Nie powiedziałeś jej? – westchnęłam. – Mój jedyny dobry uczynek poszedł na marne!
-Haha, poradzisz sobie z tym. Do zobaczenia Alice! – machnął ręką i poszedł.
Spojrzałam na Kastiela.
-To był typ z klubu ogrodników? – burknął.
-Ta. – rozejrzałam się dookoła, uwielbiam przyrodę.
-Co ci? – spojrzał na mnie kpiąco.
-Co ma być? – ucięłam temat i powędrowałam dalej.
Po drodze trafiliśmy na Lysandra i Nataniela. Szepnęłam Blackowi, aby powstrzymał się od komentarzy, a ten tylko się zaśmiał.
-Kogo my tu mamy? – uśmiechnął się zgryźliwie. – Cześć, Lysander!
-Cześć chłopaki! – poprawiłam i trzepnęłam go dyskretnie w ramię. – Gotowi na bieg?
-Można tak powiedzieć.. – westchnął Nataniel.
-Tylko niczego sobie nie uszkodź. Nigdzie nie znajdziemy drugiego takiego! – Kastiel zaczął imitować mój głos.
-My już lepiej pójdziemy… Powodzenia wam! – uśmiechnęłam się przepraszająco do Nataniela i pożegnałam się z Lysem.
Pociągnęłam za sobą czerwonowłosego, który nie zdawał sobie z niczego sprawy.
-Nie mogłeś sobie tego darować?! – spiorunowałam go wzrokiem.
-Sorry. To jest silniejsze ode mnie.. – zaśmiał się. – No chyba się nie obrazisz..
Milcząco wbiłam w niego swój wzrok.
-Dobra, przepraszam. Tylko nie patrz już tak na mnie, bo wyglądasz jakbym ci kogoś zabił. – podszedł do mnie z zamiarem objęcia, ale odsunęłam się.
-Sorry. To było silniejsze ode mnie. – zniżyłam głos.
-Jesteś okropna, Courtney. – skwitował.
-Ty też, Black. Ty też.. – uśmiechnęłam się zgryźliwie.
Chwilę później doszliśmy na zbiórkę. Gdy Dyrka wraz z Farazem dali uczniom długi wykład na temat bezpieczeństwa i instrukcji, rozpoczął się wyścig. Każdy dostał listę potrzebnych rzeczy i dodatkowe instrukcje. Gdy usłyszeliśmy gwizdek, ruszyliśmy przed siebie. Pierwsze zadanie okazało się bardzo proste. Trzeba było znaleźć parę rzeczy, które były naprawdę beznadziejnie schowane. Będąc w parze z buntownikiem, można by rzec że jest się solo. Leń, nic nie robił i dodatkowo mnie pośpieszał. Czas bardzo szybko płynął. Wykonywaliśmy zadania, spadłam z drzewa rozwiązywaliśmy zagadki, ledwo wytrzymywałam z Blackiem spotykaliśmy naszych przyjaciół, chciałam do domu świetnie się bawiliśmy, aż w końcu trafiliśmy do ostatniego etapu, gdzie ponownie przywitał nas Jade.
-Okej, musicie znaleźć sześć niebieskich szarf. Po wszystkim macie do mnie przybiec, jasne? – uśmiechnął się i nas pospieszył.
Szliśmy jakąś drogą, póki nie zobaczyłam czegoś w krzakach. Okazało się, że jest tam pierwsza szarfa, ale leży na niej mały jeżyk. Spojrzałam na Kastiela.
-Przesuń go.. ale delikatnie! – rozkazałam mu.
-Pff..  – westchnął i pochylił się nad zwierzęciem.
Myślałam, że nic nie może się nie udać, ale po chwili usłyszałam soczyste przeklęcia ze strony buntownika.
-Co się stało? – zapytałam zdziwiona.
-Zaatakował mnie skurczybyk! – warknął.
-Mam uwierzyć, że mały jeż cię zaatakował? – zaśmiałam się.
-Teraz milcz. – spojrzał się gniewnie.
-Pokaż to Herkulesie.. – parsknęłam i wzięłam jego rękę, w którą były powbijane małe igiełki
Po kolei zaczęłam je wyciągać, oczywiście słuchając przy tym marudzenia czerwonowłosego.
-Gotowe. Wielki Kastiel Black uratowany od śmierci spowodowanej ukłuciem jeża… – uśmiechnęłam się kpiąco.
Postanowiłam przejąć na siebie to ciężkie brzemię i podeszłam do malucha.
-Chodź tu.. – delikatnie przewróciłam go na brzuch, po czym przesunęłam kilka centymetrów dalej – Gotowe! – oznajmiłam, trzymając w ręku zyskaną szarfę.
-Nikomu ani słowa.. – skwitował krótko Black.
-Oczywiście.. zaśmiałam się.
Resztę szarf znaleźliśmy bez wielkich problemów. Szybko wróciliśmy do Jade’a, ale zobaczyliśmy że nie jesteśmy sami. Przed nami stali Nataniel i Lysander. Oddaliśmy materiały Jade’owi i pośpiesznie pokierowaliśmy się wytyczoną przez zielonowłosego ścieżką.
-Czekaj… pójdziemy tędy. – odezwał się Kastiel.
-Ale to nie nasza ścieżka! – spojrzałam na niego pytająco.
-Idziemy. Inaczej gospodarzyk nas prześcignie. – burknął zdeterminowany.
Spojrzałam na „naszą” nową ścieżkę, która najwidoczniej nie należała do popularnych.
-Źle to wygląda… – wyszeptałam w duchu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

piątek, 19 maja 2017

Rozdział 35

Czemu masz takie zimne ręce? (…)
-Idzie od serca..
            -Dobra, to już chyba wszystko.. – westchnęłam do siebie
Poszłam się umyć, potem zeszłam na dół coś zjeść, po czym wróciłam do łóżka i zapadłam w sen.
            Obudził mnie głośny alarm budzika. Chwilę później przyszedł SMS od Blacka, informujący że przyjdzie po mnie za godzinę. Ledwo żywa poszłam do łazienki ogarnąć poranną toaletę. Po umyciu zębów i uczesaniu włosów skierowałam się do krzesła, na którym leżała siatka z ubraniami kupionymi wczoraj. Założyłam je na siebie i spojrzałam przez okno. Na szczęście wyglądało na to, że dzisiaj będzie bardzo ładna pogoda.. Wróciłam do łazienki, aby się umalować. Wytuszowałam rzęsy oraz nałożyłam pomadkę ochronną. I tak zaraz by mi wszystko zeszło. Sprawdziłam jeszcze tylko, czy wszystko mam i zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie Viki.
-Zjesz coś? – spytała
-Nie zdążę.. – odpowiedziałam
-Dam ci na wynos. – uśmiechnęła się, podając mi prowiant – Masz wszystko?
-Jedzenie, telefon, słuchawki.. – wymieniałam
-Apteczka? – spojrzała na mnie
-Po co mi? – zaśmiałam się
-Nigdy nic nie wiadomo.. – poszła po pudełko – Masz.
-Dzięki. – przytuliłam ją – Muszę już lecieć!
-Uważaj na siebie! – ucałowała mnie i odprowadziła do wyjścia – Jak coś to dzwoń.. – puściła mi oczko
-Okej, okej.. Pa! – pomachałam jej
Wyszłam z domu, po chwili zjawił się mój ukochany. Przywitaliśmy się i ruszyliśmy pod szkołę.
-Masz wszystko? – zapytał tak jak Viki
-Tak, tak, tak.. – mruknęłam
-Wyspałaś się? – objął mnie ramieniem
-Nie, nie, nie.. – powtórzyłam
-Pff.. – zaśmiał się
Podczas drogi Kastiel nie omieszkał wrzucić mnie w jakąś stertę liści, lecz gdy się z niej wygrzebałam, popchnęłam go na jakąś starszą panią, której musiał się potem z wszystkiego tłumaczyć. To było bardzo śmieszne.
-Jesteś okropna, Courtney! – powiedział wracając do mnie od staruszki
-Też cię kocham, haha! – w tym samym momencie straciłam grunt pod nogami – Kastiel, co ty robisz?! – burak zarzucił mnie sobie na plecy
-Wrzucę cię gdzieś za karę.. – zaczął się rozglądać – O, mam!
Teraz zobaczyłam przed sobą wieeeelki kontener na śmieci..
-Chyba nie mówisz poważnie.. – mina mi trochę zrzedła
-Mówię. Bardzo poważnie. – uśmiechnął się złowieszczo – Raz, dwa i.. – zaczął mną potrząsać
-NIE! – mocno się do niego przytuliłam
-Pff… Tchórz. – odstawił mnie na ziemię
-C-Co?! – posłałam mu zabójcze spojrzenie
-Nie wrzuciłbym cię tam, bo później byś śmierdziała, a ja mam z tobą spędzić cały dzień.. – wyszczerzył zęby
-Zabiję cię! – mocno się zamachnęłam, aby trzepnąć go w ramię, ale ten złapał moją dłoń
-Nie tym razem, słabiaku! – przyciągnął mnie do siebie i zmysłowo pocałował
W „spokoju” dotarliśmy do szkoły. Przy wejściu podbiegła do mnie Rozalia.
-Musimy pogadać, teraz. – rzuciła i pociągnęła mnie za sobą
Dałam Blackowi znak, że spotkamy się później i poszłam za białowłosą.
-Alexy mi wszystko powiedział! – kiwnęła palcem
-Powiedział o czym? – zapytałam
-O tobie i Kastielu! – uśmiechnęła się mimowolnie – Kiedy mi chciałaś powiedzieć?
-Miałam taki zamiar, ale zapomniałam.. – posłałam jej rozczulający uśmiech
-Krótką masz pamięć, kochana! – przytuliła mnie, czekaj co?
-Emm.. Nie jesteś zła? – to było dziwne..
-Byłam, ale już nie jestem. Od początku trzymałam za was kciuki! – rozpromieniła się
-Pff.. Co będziesz robić w trakcie biegu? – zapytałam
-Będę u Leo, razem z Jenkinsami.. – pewnie wykupią cały sklep
-W takim razie miłej zabawy! – pożegnałam się z nią i poszłam szukać Blacka
Nie było go na dziedzińcu, więc zeszłam do piwnicy. Siedział tam razem z Lysandrem i kończył fajkę.
-No ładnie! – westchnęłam wchodząc do środka
-Witaj Alice.. – Lysander się ciepło uśmiechnął
-Hejka Lys! – odwzajemniłam jego uśmiech – Zdaje mi się, że ktoś tu zakazał MI palić..
-Ty nie możesz, ja tak. – powiedział czerwonowłosy
-Pff.. hipokryta! – burknęłam – Za chwilę odjeżdżamy. Radziłabym wam się pośpieszyć..
Ruszyłam w stronę dziedzińca. Przed autokarem spotkałam Iris i Violettę.
-Hejka Ali! – przywitały się
-No siemka, co tam? – Iris wyglądała na szczęśliwą, za to Violetta.. no, jak to Violetta
-Mamy nadzieję, że wygramy! – powiedziała szczęśliwa Truck
-Haha grunt to dobre podejście! – mrugnęłam do nich i odeszłam
Nie mogłam się dłużej nacieszyć spokojem, gdyż zaraz zjawiła się blond żmija wraz ze swoją świtą.
-Kogo my tu mamy.. – powiedziała
-Aż tak bardzo ci się nudzi? – westchnęłam, ta dziewczyna sama robi problemy
-Nikt nie chciał z tobą startować? To przykre.. – przybliżyła się do mnie
-Dla twojej wiadomości mam już parę.. – uraczyłam ją kpiącym spojrzeniem
-Mamusię? – zlustrowała mnie wzrokiem, po czym zaczęła się śmiać
-Chcesz mieć powtórkę z rozrywki? – spojrzałam na jej żałosne koleżanki
-No dawaj. Są tutaj wszyscy i wszyscy poświadczą, że to ty zaczęłaś.. – westchnęła
-Uspokój się, Alice – wyszeptałam, nie chcę mieć więcej problemów
-Li, Charlotte słyszycie to? Wariatka mówi sama do siebie.. – wszystkie trzy zaniosły się śmiechem
-U s p o k ó j  s i ę – niestety moje pięści się mimowolnie zacisnęły
-Idź lepiej się wyżalić swojemu byłemu.. – westchnęła
-S-Skąd wiesz? – chyba wszystko się zaczęło składać..
-Myślałaś, że sam cię znalazł? – posłała mi kpiące spojrzenie – Zrozum. Nie byłaś i nie jesteś tu potrzebna.
-Ty.. – niekontrolowanie moje ręce, a raczej pięści znalazły się na jej twarzy.
-Alice! – usłyszałam znajomy ochrypły głos
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

                                                ~ Alice♥