poniedziałek, 31 lipca 2017

Rozdział 43

Lubię dawać z siebie sto procent.”
            -Wy dwaj. – rzuciłam w stronę Lysandra i Kastiela.
-Idźcie to skserować. – zawtórowała mi Rozalia, jakby czytała w moich myślach.
-Pff.. – usłyszałam westchnięcie Blacka.
-No już. – posłałam mu jednoznaczne spojrzenie.
Po chwili nie było już po nich śladu. Wkrótce inni też rozeszli się do domów, a w Sali zostałam tylko ja, Rozalia i Alexy.
-Ile może zajmować kserowanie? – westchnęłam do siebie.
-Mniejsza z kserowaniem. – uśmiechnęła się Rozalia. – Co tam dzisiaj robiliście?
-C-Co? – gdybym coś piła, na pewno bym się teraz zakrztusiła.
-Przyszliście dzisiaj razem... – dołączył się Alexy.
-Może dlatego, że jesteśmy razem, hm? – zaśmiałam się.
-Ta jasne... – mruknęli prawie jednocześnie.
Nagle, ku mojemu szczęściu, drzwi do Sali otworzyły się. Po chwili ujrzeliśmy w nich Nataniela.
-Yyy… Cześć – powiedział nieśmiało.
-Cześć Nat. – odpowiedziałam, posyłając mu uśmiech.
-Co cię tu sprowadza? – zapytała Rozalia.
-J-Ja... No ten, słyszałem że tu jesteście i chciałem życzyć Alice powodzenia... – oparł się o framugę.
-Dziękuję. – spojrzałam na niego i nagle sobie coś przypomniałam. –.. Nataniel, czemu ty nie chciałeś być przewodniczącym?
-Trochę znudziło mi się być gospodarzem, ale wiem ile to jest pracy, więc postanowiłem ci... znaczy, którejś z was przy tym pomóc. – znowu się zawstydził.
-W takim razie, jeszcze raz dziękuję. – powiedziałam, a ten po chwili wyszedł z klasy.
Podziwiam go za to, że przyszedł. Lubię go, ale przez Blacka mam mało okazji by z nim rozmawiać, na szczęście to się niedługo zmieni. Czuję, że on coś ukrywa, przecież nie od tak się rezygnuje z najważniejszej funkcji w szkole.
-Co on tu robił? – w drzwiach pojawili się chłopcy.
-Skserowaliście już? – zapytałam zmęczona zachowaniem Blacka.
-Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. – westchnął czerwonowłosy.
-Skończ pytać o to samo... – naśladując go westchnęłam.
-Dobra, skoro mamy wszystko chyba już się rozejdziemy. – wypalił Alexy.
-Ta, lecimy. Papa! – Rozalia mnie przytuliła, na co zbytnio nie miałam ochoty, ale z grzeczności odwzajemniłam uścisk. Nie wiem, po co to robi skoro dobrze wie, że tego nie lubię.
Nagle poczułam ręce Blacka na swojej talii.
-Brak mi na ciebie słów. – powiedział mocno się przy tym krzywiąc.
-Dużo osób mi to mówi... – zaśmiałam się. – Chodź, muszę wziąć książki z szafki.
Kastiel chwycił mnie za rękę, ale i tak całą drogę szedł za mną. Gdy wreszcie tam dotarliśmy naszym oczom ukazał się dość niecodzienny widok. Na mojej szafce widniały bardzo ciekawe napisy, przyczepione samoprzylepnymi karteczkami. Stare wspomnienia ponownie ożyły.
-Co to, do kurwy nędzy jest?! – Black zaczął zdejmować karteczki.
-Zostaw. Ktoś się bardzo namęczył. – uśmiechnęłam się.
-O co ci chodzi? – zapytał niedowierzając.
-O nic. Kwestia przyzwyczajenia. – przenikał mnie wzrokiem, tak że czułam jakby to robił paraliżującym laserem. – W Shea nie było to nowością.
-O czym ty... – teraz w jego oczach było widać troskę.
-Przestań, kochanie. Zawsze znajdzie się ktoś, kto cię nienawidzi. Życie jest zbyt chujowe, żeby cały czas było kolorowo. – otworzyłam szafkę i wyjęłam z niej książki. Kątem oka zauważyłam, że buntownik nadal ściąga tą kreatywność.
-Pracujesz dzisiaj? – zamknął moją szafkę i oparł o nią rękę.
-Tak. – zawiesiłam się na jego bicepsie i przeszłam pod nim.
-Odwiozę cię. – dogonił mnie.
-Nie trzeba, poradzę sobie. – uśmiechnęłam się do niego, ponieważ wiem że zaczął się o mnie martwić.
-Alice... – przewrócił oczami. – Dlaczego to robisz?
-Dlaczego robię co? – szłam dalej, bo nawet nie wiem o której mam busa.
-Znowu mnie od siebie odsuwasz, do cholery. – pomimo tego pieprzonego busa, nagle stanęłam w miejscu.
-Wcale cię nie odsuwam, Black. – mój wzrok utkwił w podłodze.
-Więc jak wytłumaczysz to, co teraz robisz? – zadał bardzo trudne pytanie.
Co teraz robię? Nie chcę cię zanudzać swoim „poprzednim” życiem. Nie chcę dawać ci powodów do zmartwień. Nie chcę dawać nikomu powodów do zmartwień. Nie chcę cię rozczarować. Nie chcę się rozpłakać (przecież ja nigdy nie płaczę). Nie chcę, żebyś tak bardzo ingerował w moje życie (co jest przy tobie niewykonalne). Ale jednocześnie chcę ci o wszystkim opowiedzieć. Chcę, żebyś się mną przejmował. Chcę, żebyś mnie wysłuchał. Chcę, żebyś wycierał mi oczy i zagilony nos, podczas płaczu. Chcę z tobą znosić to wszystko. Po prostu chcę, żebyś już zawsze był.
-Nic. – odpowiedziałam cicho.
Czerwonowłosy bez słowa odwrócił się i wyszedł ze szkoły, zostawiając mnie samą na korytarzu. Świetnie, głupia kłótnia z powodu głupich karteczek.
-Cholera! – krzyknęłam i kopnęłam stojący niedaleko automat z napojami.
W jednej chwili odechciało mi się wszystkiego i najchętniej wróciła bym do domu, do łóżka. Jednak praca czeka. Zabrałam swój plecak z podłogi, który najwyraźniej musiał mi spaść podczas tego wszystkiego i ruszyłam w kierunku dworca. Przechodząc przez parking zauważyłam samochód Maxa i samego jego, stojącego obok. On także mnie zauważył.
-Hej, Alice! – krzyknął i machnął ręką na znak, abym do niego podeszła.
-Cześć. – powiedziałam, podchodząc do auta. – Co tu robisz?
-Wracam do domu. – westchnął. – A ty? Przecież wcześniej skończyłaś swoje lekcje.. – skąd on wie, kiedy kończę lekcje?
Miałam nadzieję, że mi się przesłyszało. Teoretycznie plan klas wisi przy głównym wyjściu, ale to i tak nie zmienia faktu, że musiał patrzeć akurat na mój. Drugą sprawą jest to, że nie było jeszcze dzwonka kończącego ostatnią lekcje. Wolę teraz o tym nie myśleć. Pęka mi głowa od tych wszystkich myśli.
-Halo. Ziemia do Alice. – machnął dłonią przed moją twarzą.
-C-Co? – odpowiedziałam machinalnie.
-Pytałem gdzie idziesz. – uśmiechnął się delikatnie.
-Muszę coś załatwić na mieście. – rozpoczęłam powtórnie swoją wędrówkę.
-Poczekaj! Mogę cię podwieźć. – chwycił mnie za ramię.
-Ekhem... – strząsnęłam jego rękę. – Nie trudź się. To druga strona miasta.
-Tym bardziej nalegam. Wsiadaj. – otworzył mi drzwi od auta.
Niewiele myśląc, posłuchałam go i wsiadłam do wozu. Po chwili i on się w nim znalazł. Podałam mu adres, który mieścił się parę ulic dalej od kafejki. Przecież nie ma mowy, by się o czymkolwiek dowiedział.
-Wszystko okej? – odezwał się nagle.
-Tak, czemu miałoby nie być? – spytałam.
-Jesteś jakaś zamyślona... – westchnął.
-Nic z tych rzeczy. – urwałam. – To chyba tu. Dzięki za podwiezienie. – Max zatrzymał się przy jakimś butiku, a ja wysiadłam z auta.

Czas do pracy! Koniec nadmiernego myślenia (przynajmniej przez parę godzin).
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oddaję rozdział w wasze ręce♥. 
Teraz aktywność może się nieco zmniejszyć, ale działa na to zbyt wiele czynników, abym wam o nich pisała ;p. Nie zapominajcie zostawić po sobie śladu, bo gdy nic od was nie widzę to nie wiem czy już przeczytaliście aktualny. Rozumiem, że macie wiele wyjazdów- ja też :D, więc wspierajmy się.
Miłych wakacji! i duuuuużo odpoczynku :D
Buziooole♥
                                                                     ~ Alice♥

wtorek, 27 czerwca 2017

Czerwony Rozdział 42

Rozdział 42 PERSPEKTYWA KASTIELA
Jesteś masochistką”
            Rano, gdy wstałem, chciałem objąć Alice, ale zauważyłem że nie ma jej w łóżku. Niechętnie podniosłem się z łóżka i prawie natychmiast spostrzegłem, że coś jest z nim nie tak. Wspominając to, co wczoraj między nami zaszło, jakoś wcale mnie to nie dziwi... Ubrałem się i postanowiłem zejść na dół z nadzieją, że spotkam tam Alice. Gdy wyszedłem na korytarz machinalnie poczułem zapach spalenizny. Zszedłem więc na dół i skierowałem się do kuchni. Tak jak myślałem, Courtney stała przy kuchence i próbowała coś ugotować.
-Spalisz mi dom.. – powiedziałem, po czym położyłem ręce na jej talii.
-Kastiel, przestraszyłeś mnie! – jęknęła i odwróciła się twarzą do mnie.
-Dzień dobry, kochanie. – wbiłem się w jej malinowe usta.
-Dzień dobry.. – mruknęła między pocałunkami .
-Co ty robisz? – zapytałem oraz spojrzałem na kuchenkę.
-Chciałam zrobić nam śniadanie.. – w jej oczach było widać prawdziwe rozczarowanie, znam ją bardzo dobrze i wiem, że się denerwuje gdy czegoś nie umie.
-Zróbmy je razem. – uśmiechnąłem się i chwyciłem za patelnię, jako iż mieszkam sam musiałem sobie jakoś radzić, tym samym polubiłem gotowanie.
Postanowiłem nauczyć ją, jak się robi gofry. Wyjąłem miskę na ciasto i zająłem się szukaniem miksera oraz gofrownicy, a brunetce poleciłem wyciągnięcie wszystkich potrzebnych nam składników. Gdy już wszystko było gotowe, zaczęliśmy je łączyć. Courtney wydawała się przy tym ogromnie skupiona, ale rozczulała mnie z każdym popełnionym błędem. Widziałem jej determinacje, więc potem już bardzo dyskretnie poprawiałem jej pracę, aby się do tego nie zniechęciła. Po przygotowaniu ciasta, posmarowaliśmy gofrownicę olejem i pokazałem jej jak prawidłowo je rozlewać. Zostawiłem brunetkę przy opiekaniu, a sam zacząłem rozkładać talerze, sztućce i szklanki, do których potem nalałem soku pomarańczowego. Wyjąłem także cukier puder, czekoladę, jakiś dżem i syrop klonowy, czyli praktycznie wszystko co miałem.
-Gotowe! – usłyszałem radosny głos Alice.
Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Spojrzałem na zielonooką i dopiero teraz spostrzegłem z jaką dumą doprawia swojego gofra. Ja także zabrałem się do smarowania. Gdy już miałem go zjeść, kątem oka dostrzegłem że Courtney czeka na moją opinię. Z szatańskim planem ugryzłem „jej” wypiek, po czym zrobiłem najkrzywszą minę, na jaką było mnie stać.
-Co jest?! – posłała mi mordercze spojrzenie.
-To jest… – zacząłem podstępnie zszokowany.
-No mów! – odłożyła swojego gofra.
-Fe.. – jej mina była bezcenna. – Fenomenalne!
-Osz ty! – rzuciła we mnie ścierką, ale na jej twarzy pojawiła się ulga.
-Smacznego, Courtney. – zaśmiałem się jeszcze.
-Pff.. Smacznego, Black. – jej kąciki ust machinalnie się uniosły.
Reszta gofrów zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.
-Naprawdę wyszły nam bardzo dobre.. – westchnęła brunetka, popijając sok.
-Bo dodałem tajnego składniku.. – powiedziałem, sprzątając ze stołu.
-Ach tak? Jakiego? – wstała i pomogła mi wynosić naczynia.
-Tajemnica. – wyszeptałem.
-Pff.. – westchnęła.
-Chodźmy na górę. – zaproponowałem uśmiechając się zawadiacko.
-A właśnie, chyba coś się stało z łóżkiem.. – zaśmiała się niewinnie.
-Hmm.. Ciekawe.. – złapałem ją za rękę i poprowadziłem na górę.
Gdy weszliśmy do pokoju, posprzątaliśmy „bałagan” i odpaliliśmy laptopa. Jak zawsze włączyliśmy jakiś film i tak zleciała nam godzinka. Alice sięgnęła po telefon, ale nagle zbystrzała.
-Co dzisiaj jest? – zapytała nagle.
-Środa? – spojrzałem w stronę brunetki.
-Kastiel! Spotkanie! – palnęła się w czoło.
-Nic się nie stanie jak nie pójdziemy. – mruknąłem.
-Oni będą tam specjalnie dla nas do cholery! – pociągnęła mnie za rękę i postawiła przed komodą. – Ubieraj się. – skwitowała krótko.
-Ty mnie ubierz. – zaśmiałem się.
-Ja muszę iść się ubrać.. – westchnęła.
-To leć, bo nie zdążysz.. – burknąłem.
-Widzimy się za pół godziny! – mrugnęła do mnie i wyszła z mieszkania.
Postanowiłem, że pójdę wziąć szybki prysznic. Dlatego poszedłem do łazienki i po kilkunastu minutach znowu byłem bogiem. Z szafy wyjąłem jakiś podkoszulek i czarne spodnie. Gdy się ubrałem, ułożyłem włosy i popsikałem się swoimi perfumami. Po wszystkim nałożyłem buty i kurtkę oraz wyszedłem z domu. Poczekałem na Alice z pięć minut, po czym zobaczyłem ją olśniewająco wychodzącą na zewnątrz. Widocznie jest skazana na bycie moją boginią..
-Ile można się szykować? – spytałem ironicznie.
-Ble, ble, ble... – zaczęła mnie przedrzeźniać.
-Grabisz sobie, dziewczynko… – złapałem ją za rękę.
-Ciekawe.. – parsknęła śmiechem.
Mieliśmy dziesięć minut do dodatkowej lekcji. Przez ciągle poganiającą Courtney sprężyliśmy się, więc do szkoły dotarliśmy parę minut przed dzwonkiem.
-Ali! – usłyszałem głos Gray.
-Cześć Roza! – uśmiechnęła się i wpadła w jej objęcia.
-Już myśleliśmy, że nie przyjdziecie.. – podszedł do mnie Lysander.
-No co wy.. Nigdy byśmy was nie zostawili! – brunetka się zaśmiała.
-Ta... Chyba ty.  – mruknąłem, a ta sprzedała mi kuksańca w brzuch.
-To... Jak było w szkole? – sprytnie zmieniła temat.
-Po staremu... Nudy, nudy i jeszcze raz nudy... – odezwał się Armin.
-Tak... A wy gdzie się podziewaliście? – Alexy się wyszczerzył, więc zmierzyłem go tylko wzrokiem.
-Witam zgromadzonych... – spostrzegliśmy idącego w naszą stronę Faraza.
Potter otworzył nam salę, po czym rzucił krótkie „powodzenia” i wrócił do pokoju nauczycielskiego.
-Myślicie, że Dyrka kazała mu nas zostawić samych? – zaśmiała się Violetta.
-To bardzo... prawdopodobne. – dopowiedziała jej Rozalia.
Po chwili rozsiedliśmy się wokół ławki i znowu wszyscy zaczęli pracować, nawet Alice.
Gdy była skupiona wyglądała tak.. słodko. Nie tak, jak zawsze. To znaczy.. Nie mówię, że jest odpychająca, chociaż jednak.. dobra, na pierwszy rzut oka nie jest zbyt kobieca.
Nagle poczułem kopnięcie pod stołem, okazało się że ja się zapatrzyłem, a brunetka to zauważyła. Uśmiechnąłem się zadziornie, lecz Courtney szybko wróciła do pracy. Aby nie dać za wygraną zacząłem dotykać swoją nogą jej nogę, po chwili na twarzy zielonookiej zagościł lekki uśmiech.
-No, to mamy plakaty! – po kilkunastu minutach odezwał się Kentin.
-Plakat. – poprawiłem go.
-Nie, teraz trzeba to tylko pokserować i tyle. – uśmiechnęła się Iris.
-Świetna robota, Violetto! – usłyszałem głos Alice.
-To nie tylko moja zasługa... – odpowiedziała nieśmiało, lecz radośnie.
-Nie tylko twoja, ale to ty, tak to ślicznie namalowałaś! – pochwalił ją Alexy.
Fioletowowłosa nic nie odpowiedziała, ale chyba naprawdę była szczęśliwa. Wkrótce ja i Lysander dostaliśmy Gra-ney’owy* rozkaz pójścia do kserokopiarki. 


*kombinacja nazwiska Rozy i All(wiecie, myślałam że to będzie zabawne) XD
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak tam u Was, moi wierni czytelnicy?
Dziękuję za każde wyświetlenie♥ Nie zapominajcie o tym, że Wasze zdanie liczy się dla mnie najbardziej! 
(fajnie by było gdyby Kastiel istniał naprawdę... :( )